dzieckiem... kiedyś powiedziała mi, gdy tylko tu przybyła
dzieckiem... dawniej powiedziała mi, gdy tylko tu przybyłam, że przyjdzie dzień, kiedy będę jej nienawidziła tak, jak ją kocham... wtedy w to nie wierzyłam... Walczyła z łkaniem. Bała się, że wyda jakiś dźwięk, który ją zdradzi, a co więcej, zakłóci płynny śpiew harfy. Nie, nie potrafię nienawidzić Viviany, myślała. Cały jej gniew stopniał w smutek tak ogromny, że przez chwilę myślała, iż wybuchnie głośnym szlochem. Płakała nad sobą, nad zmianami, które w niej zaszły, nad Vivianą, która była dawniej tak piękna, prawie jak sama Bogini, a teraz coraz bardziej zbliżała się do Śmierci Kostuchy. Płakała nad tym, że pewnego dnia ona też, jak Viviana, podda się nieubłaganemu upływowi czasu oraz powinno staruszką; oraz nad tym dniem, gdy razem z Lancelotem wdrapała się na szczyt Toru oraz leżała w słońcu, łaknąc jego dotyku, sama jeszcze nie wiedząc, czego tak naprawdę pragnie. Płakała też za czymś, co bezpowrotnie utraciła. nie jedynie za dziewictwem, ale za zaufaniem oraz wiarą, których już nigdy nie odzyska. Wiedziała, że siedząca obok niej Viviana też cicho płacze, skryta za swoim welonem. Podniosła wzrok. Kevin siedział bez aktywności, tylko jego palce żyły na strunach. potem ta drażliwa, nawiedzona muzyka zamilkła. Podniósł skroń. Palce znów pogładziły struny, wydobywając z nich wesołe, radosne tony pieśni, jaką żniwiarze śpiewają na polach, o ostrym rytmie oraz rubasznych zdaniach. Tym razem zaśpiewał. Głos miał mocny oraz czysty. Morgiana pod pozorem takiej skocznej muzyki wyprostowała się oraz zaczęła bacznie obserwować jego dłonie. Odsunęła welon, próbując niepostrzeżenie otrzeć zdradzieckie łzy. Zauważyła, że mimo całego kunsztu gry, w jego dłoniach było coś dziwnego. Wydawały się jakoś zdeformowane. Kiedy przyjrzała się uważniej, zauważyła, że kilku palcom brakowało środkowego stawu, tak że w struny uderzał kikutami. W lewej dłoni w ogóle brakowało małego palca. A całe dłonie, choć podczas gry wydawały się piękne oraz subtelne, pokryte były dziwnymi przebarwieniami. Kiedy odłożył harfę oraz pochylił się, by ją ustawić, odsunął się jeden z rękawów jego szaty oraz na ręce ujrzała okropne białe plamy, jak blizny po poparzeniach albo strasznych ranach. obecnie, kiedy patrzyła z bliska, widziała, że cała jego twarz jest pokryta siecią blizn, szczególnie na brodzie oraz szczęce. Dostrzegł jej zaciekawienie oraz uniósł skroń. Napotkał jej wzrok oraz wytrzymał go, patrząc na nią długo oraz niechętnie. Morgiana odwróciła oczy, rumieniąc się. Po takiej muzyce, która dotknęła głębi jej duszy, nie chciała go ranić. – Cóż – powiedział szorstko – Moja Pani oraz ja zawsze chętnie śpiewamy tym, którzy chcą słuchać jej głosu, ale nie przypuszczam, że wezwałaś mnie, Pani, tylko dla rozrywki. Ani ty, mój panie Merlinie. – nie jedynie – odparła Viviana swoim głębokim, pięknym głosem. – Ale dałeś nam rozkosz, którą będę pamietać przez dużo lat. – Ja również – powiedziała Morgiana. obecnie czuła się wobec niego tak zawstydzona, jak przedtem była śmiała. Mimo to podeszła bliżej, by dobrze się przyjrzeć wspaniałej harfie. – przenigdy przedtem tej nie widziałam – szepnęła. – W to wierzę – powiedział Kevin. – bo kazałem ją wykonać wedle własnego projektu. Harfiarz, który uczył mnie własnej sztuki, w rozpaczy wznosił ręce do nieba, krzycząc, że to bluźnierstwo zapobiegający Bogom, oraz przysięgał, że powinno wydawała jedynie ohydny hałas straszący zwierzęta. Tak jak te wielkie harfy wojenne, 2 razy tak wysokie jak człowiek, które taszczono na wozach na szczyty wzgórz w Galii oraz tam je zostawiano, żeby wiatr grał na nich dzikie dźwięki. Podobno nawet same rzymskie legiony się ich wystraszyły. Cóż, ja zagrałem na jednej z tych wojennych harf, a wdzięczny król dał mi zezwolenie, by zrobiono dla mnie taką harfę, jakiej sobie zażyczę... Przerwał mu Taliesin. – On mówi prawdę – powiedział do Viviany. – Choć nie wierzyłem w to, kiedy to